przesłuchaniu.
*THIS DISC* rozpoczyna wspólny projekt Davida Byrne’a z Dirty Projections (Knotty Pine) i trzeba przyznać, że zawsze miło sięgnąć do czegoś, co przypomina o czasach Talking Heads. The Books z Jose Gonzalesem prezentują się oszczędnie* (Cello Song), choć dałbym głowę, że szukają okazji, by wpuścić weń trochę niepokoju. W dwóch odsłonach pojawia się Feist, ale to znakomity, łkający cover Train Song (oryginalnie Vashti Bunyan), z akompaniamentem Bena Gibbarda (Death Cab For Cutie, The Postal Service) zapada głęboko w sercu.
Nie zaskakują Iron & Wine, za to warto posłuchać The Decemberists (Sleepless) i Kronos Quartet, od których utworu wzięto tytuł niniejszej składanki. A tak właściwie zapożyczono go od Blind Willie Johnsona. Z pierwszego krążka na szczególny laur zasługują jeszcze niepokorni Yeasayer (Tightrope), którzy po krążku „All Hour Cymbals” z 2007 nieco przycichli (szkoda!). I może grzeszę naiwnością, ale wyśmienicie w nowej wersji Feeling Good wypada Shara Worden, lepiej znana jako My Brightest Diamond. Jej wykonanie ma w sobie wiele z Cat Power, która sama, po sąsiedzku udziela się na „tamtym dysku” w nieśmiertelnym Amazing Grace. Zanim przejdziemy do niego, można jeszcze zapoznać się z pokręconym, ponaddziesięciominutowym nagraniem multiinstrumentalisty Sufjana Stevensa (You Are The Blood), gościnnie również na płycie numer 2.
*THAT DISC* otwierają Spoon w galopującym, punk popowym Well-Alright. A dalej? Klasycznie hippisowscy Arcade Fire (Lenin), podobnie jak w orkiestrowym numerze na harmonię i cymbały Beirut (Mimizan). David Sitek (na co dzień TV On The Radio) w With A Girl Like You z repertuaru The Troggs brzmi trochę przyciężko, jakby z lekka przeszarżował z bogactwem aranżacji. Ozdoba drugiej płyty są The New Pornographers (Hey, Snow White), pięknie wybija się też przygnębiający Happiness supergrupy Riceboy Sleeps w składzie Jon Thor Birdisson z Sigur Rós i Alex Sommers. Całkiem udanie snuje się klasyk Handsome Family The Giant of Illinois obrobiony na warsztacie Andrew Birda. Niezobowiązująco można za to obejść numery My Morning Jacket, Sharon Jones & Dap-kings i Yo La Tengo. Inaczej z ostatnim niecodziennym duetem - Blonde Redhead i australijskich nudziarzy z Devastations (When The Road Runs Out), których senny, przeszywający walczyk prowadzi nas ku końcowi… kompilacji. Przygnębiające Love vs. Porn Kevina Drew wydaje się bardzo trafnie zamykać całość.
Artyści na „Dark Was…” niezbyt często zaskakują, bo zwyczajnie nie muszą; te 31 utworów i tak prezentuje się znakomicie ponad większością tego, co serwuje nam dzisiejsza scena „niezależna”. Zestaw w ramach projektu „Red Hot” udowadnia, że w ramach tak ważnych i chlubnych idei można stworzyć kompilację, która ma swoją drugą wartość: przedstawia, jak powinna wyglądać prawdziwie niezależna muzyka współczesna. Szczerze polecam. I radzę odrobić wreszcie lekcję z prawdziwej muzyki Indie..pendent.
--
DARK WAS THE NIGHT
A Red Hot Compilation
4AD 2009