Na głównego bohatera komiksu Benjamina Tartouche`a niespodziewanie spada jedno nieszczęście za drugim. A wydawało się, że wreszcie będzie mógł wieść spokojne życie. Dobrze płatna praca na własny rachunek, pełen portfel i ponętna sąsiadka. Żyć, nie umierać! Niestety, wspaniały dom, który otrzymał w spadku po zmarłej ciotce, swojej jedynej krewnej, zostaje strawiony przez pożar.
Postać Tartouche została tak skonstruowana, aby każdy czytelnik mógł się z nim łatwo identyfikować i przez to zaangażować w sytuację, w jakiej się znalazł. Na przykładzie jego losu zostaje udzielona umoralniająca lekcja. Niestety, karykaturalne, wręcz przerysowanie rzeczywistości i bijący z utworu dydaktyzm sprawiają, że historia jest kompletnie niewiarygodna i nieprzekonująca. Całości dopełnia fatalne zakończenie, które jeszcze spotęgowało moje rozczarowanie. Na szczęście Chaboute jest o wiele lepszym rysownikiem, niż scenarzystą. Twórca bardzo sprawnie opowiadana obrazem, Czyściec czyta się nadzwyczaj płynnie dzięki świetnemu kadrowaniu, oryginalnemu rozplanowaniu paneli i przejrzystej kresce. Chaboute świetnie czuje narracje komiksową, o czym świadczy choćby dramatycznie skomponowana scena pożaru domu Benjamina. Nieco gorzej wychodzą mu twarze postaci, ale ten niewielki niedostatek nie jest w stanie zepsuć dobrego wrażenia, jakie pozostawia oprawa graficzna.
Czyściec jest komiksem zaskakująco słabym. Chaboute, który zaskarbił sobie moją sympatię swoją poprzednią pracą, Henri Desire Landru, teraz nieco spuścił z tonu i mnie rozczarował. Mam nadzieję, że swoim kolejny komiksem, czyli Samotnikiem (zapowiadającym się naprawdę interesująco), spłaci kredyt zaufania, którym go obdarzyłem.
Czyściec
Christophe Chaboute
Tłum.: Maria Mosiewicz
Egmont
02/2010