Płytę otwiera wyciszony, „Perro”, zaraz po nim „Blank Pages”, oparty na jednostajnym rytmie i motywie fortepianowym, do którego po kolei dochodzą partie innych instrumentów, gitary i skrzypiec, stopniowo go rozwijając. Podobnie jest w pozostałych utworach. Najważniejsza jest melodia, wszystko inne schodzi na drugi plan. To dzięki niej poszczególne utwory nabierają koloru, stając się czymś na kształt muzycznych pejzaży. Wystarczy posłuchać ‘Within Dreams” i „Stand Still” by się o tym przekonać. Choć większość materiału na płycie jest instrumentalna, to nie zabrakło kilku numerów, w których pojawiają się partie wokalne (singlowy „There is a wind”, „Falling from the sun”). Dużym atutem „A Chorus…” jest różnorodność. Muzyka raz staje się spokojna i wyciszona („Summer Fog”), by za chwilę ponownie zabrzmieć energicznie („Until The Last”, „We Are”). Całość jest jednak bardzo spójna i słucha się jej jak ścieżki do jakiejś opowieści, niekoniecznie filmowej. Ważne tylko, aby znaleźć dla niej czas. Słuchając jej na spokojnie, można wydobyć całe muzyczne piękno w niej ukryte. A naprawdę warto.
The Album Leaf
A Chorus of Storytellers
2010