Analizując poezję Łukasiewicza, bardzo trudno jest zwalczyć pokusę jej porównywania z poezją Herberta. Często przecież się zdarza, że fascynacja twórczością innego artysty odciska wyraźne piętno na wierszach poety-badacza. Jednak już lektura pierwszego z utworów zamieszczonych w tomie Stojąca na ruinie przekonuje, że Łukasiewicz skutecznie unika pokusy naśladownictwa. Gra z językiem, jaką na przestrzeni wiersza ***(Co ja z tym życiem zrobiłem?) prowadzi Jacek Łukasiewicz, jest ryzykowna, nieco rubaszna – zwłaszcza wtedy, gdy poeta decyduje się na nagromadzenie rymów banalnych, kryptocytatów i pseudofrazeologizmów, niemniej dzięki temu oryginalna:
Co ja z tym życiem zrobiłem?
Co?
To co jest ważne ukryłem
to co jest bliskie wtopiłem
w tło.
To co jest moje zaniosłem.
Gdzie?
W czymś się to życie zawarło.
Co było żywe umarło
w grze.
I w każdej zwrotce jest inny
raz starczy raz dziecinny
raz winny a raz niewinny
krok.
Raz rozbiegany raz zwarty
raz powolny raz uparty
nażarty i nie na żarty.
A gdy odwrócą karty
- szok.
Głucha cisza głośne łkanie.
Co stało się
niech odstanie
Zapisany na kolanie
sen.
Na chrześcijańskim pogrzebie
choć naprawdę nikt nic nie wie
jeden Bóg czeka na ciebie
w lekki wietrzyka powiewie
Ten
Choć zabawa z formą i do pewnego stopnia z kiczem, jaką w tym wierszu podejmuje Łukasiewicz, jest wyraźnie sygnalizowana, dowodzi niemałego dystansu i poczucia humoru twórcy, narażającego się przecież na zarzuty o grafomaństwo.
Dobrym przykładem wiersza ukazującego sposób, w jaki podmiot liryczny kreśli relacje między teraźniejszością a przeszłością, jest Smak papierosa:
smak papierosa
(niemal) zapomniany
słodki
zapach gnijących liści
późna jesień – a przed nami
wieczór i ranek
pierwszy śnieg i zima
z głębi pamięci
przypomina młodość
i czyjąś skórę
nasiąkniętą dymem
w ciemnej zieleni
nocna rozmowa
czysta wódka
w w dymie
co zostało?
(myśl ani pamięć
nie zmienią się w ciało
które mnie nigdy
nigdy już nie przyjmie)
Sensualność wspomnienia zostaje skontrastowana z po części już utraconą zmysłowością doświadczenia. Wspomnienie nie jest substytutem doświadczenia, a jego wartość nie tkwi w możliwości „przeżywania na nowo”. Granica między tym, co było, a tym, co jest, nie może zostać przekroczona, podobnie jak w tytułowym utworze, Stojąca na ruinach, nie można nawiązać kontaktu z ukochanym zmarłym, można jedynie – lub raczej aż – na niego spoglądać. Owo patrzenie jest zresztą aktem niewiele różniącym się od podglądania, podmiot traktuje je jako naruszenie pewnej granicy, nietakt. Spojrzenie matki, na poły badawcze, na poły oskarżycielskie, jest dla podmiotu z jednej strony okazją do spojrzenia na siebie, z drugiej jednak – możliwością zerknięcia w stronę tego, co radykalnie od nas oddzielone:
patrzy
umarła
matka
w głąb
mojego wzroku
co widzi
czego się dosłuchuje
dotyka?
umarłych
żywych
tych co po niej umarli
rodzili się
dorastali?
wie o wszystkich?
jest mi wstyd
lecz siedzę
zapatrzony
w sen
Stojąca na ruinie nie jest na pewno tomem, który zrewolucjonizuje polską poezję. Nie jest może nawet tomem, który w sposób trwały zapisze się w świadomości literackiej dekady. Ale jest to spójny, autonomiczny i integralny zbiór wierszy, z których zdecydowana większość dowodzi kunsztu i talentu Łukasiewicza-poety. Choć zapewne ci, którzy oczekiwaliby od krytyka i biografa Herberta, by co najmniej dorównał twórcy Pana Cogito, będą nieco rozczarowani, tom Stojąca na ruinie wart jest przeczytania, a Łukasiewicz-krytyk zapewne jest – słusznie – dumny z poczynań Łukasiewicza-poety.
Jacek Łukasiewicz, Stojąca na ruinie
Biuro Literackie, 2011