Wielbicielom powieści kryminalnej Krajewskiego nie należy przedstawiać. W ciągu kilku lat jego powieści o Eberhardzie Mocku z przedwojennego Wrocławia przyciągnęły rzesze czytelników i dołożyły solidną cegiełkę do boomu kryminału w Polsce. W ciekawym i zabawnym wykładzie, będącym osobistym ukłonem w stronę Raymonda Chandlera, najwybitniejszego pisarza nurtu hard-boiled fiction (tzw. czarnego kryminału), Krajewski rozgrzeszał się z fascynacji twórczością „mistrza z Kalifornii”. Powieści Chandlera były pierwszymi kryminałami, jakie czytał młody Krajewski. Ujęła go wówczas nie tyle fabuła kryminalna, co zamiłowanie do detalu, finezja porównania, przejmujący obraz zdegenerowanego amerykańskiego społeczeństwa. W czasie studiów autor _Śmierci w Breslau_ analizował chandleryzmy czyli porównania Chandlera[1] na zajęciach z teorii literatury. Od zawsze był fanem. A fani zawsze chcą być jak swoi idole.

Na spotkaniu w Muzeum Narodowym (26 września b.r.) Marek Krajewski wyznał, że Chandler był jednym z głównych powodów, dla których zaczął pisać powieści kryminalne. Tłumaczył, że powiązania między nim a autorem _Tajemnicy jeziora_ może niekoniecznie są łatwe do rozszyfrowania, jednak bezpośrednio przyznał się do kilku. Pierwszym zapożyczonym elementem miała być wyrazista, sentencjonalna puenta na końcu rozdziału, którą do znudzenia stosował Raymond Chandler. Ponadto w postaci Mocka znaleźć możemy wiele z atmosfery społecznej deprawacji, a także ma on wiele z samego Philipa Marlowe’a, z tym że Krajewski starał się odwrócić stosunek detektywa do płci pięknej. Jego Mock, w przeciwieństwie do patetyczno-idealistycznego Marlowe’a, nigdy nie odrzuca względów kobiet, a nawet zabiega o nie najstaranniej jak potrafi. Trzecim elementem, bodaj najbardziej enigmatycznie brzmiącym w ustach wrocławskiego pisarza, było przyznanie się do upodabniania stylu swoich książek do stylu Chandlera.

Na wykładzie Marka Krajewskiego nie mogło zabraknąć tego, co każdy wytrawniejszy polski badacz książek Raymonda Chandlera odkrył już dawno. Krajewskiego i Chandlera łączy bowiem nie tylko fach pisarski, lecz staranne wykształcenie klasyczne: znajomość łaciny i greki, czytanie w oryginale Platona, Sofoklesa, Tacyta, Liwiusza. Obydwaj pisarze w czasie studiów występowali w przedstawieniach komedii starogreckiej. Marek Krajewski zakomunikował zgromadzonym w Muzeum Narodowym, że w Chandlerze odnalazł pobratymca – zarówno w poszanowaniu dla starożytnych, jak i w sprzeciwianiu się podziałowi na literaturę wysoką i popularną, w obrębie której zazwyczaj umieszcza się powieść kryminalną. Pomysłodawca Mocka, opiewając geniusz Chandlera, podkreślał jego wielkość jako pisarza w ogóle, a nie tylko autora poczytnych kryminałów. W Ameryce, gdzie granice między literaturą A i B nie są respektowane, kunszt autora _Długiego pożegnania_ już dawno został doceniony. Między słowami takie właśnie marzenie śmiał wygłosić Marek Krajewski – żeby i u nas wszechobecny podział na literaturę masową i wysoką został w przypadku powieści kryminalnej zaniechany. Jak pisał sam Raymond Chandler w słynnym eseju _Skromna sztuka pisania powieści kryminalnych_: _Skoro powieść detektywistyczna może być tak dobra, tylko pedanci będą się upierać, że nie może być jeszcze lepsza_.



[1] Polecam stronę ze świetnym wyborem "chandleryzmów":http://chandler.republika.pl/chandleryzmy.html











« powrót