Jednak kto pomyśli, mając w pamięci los pisarza, że oto ma przed sobą smutne dzieło o życiu zgnębionego człowieka, jest w dużym błędzie. Niepowtarzalny styl pisarstwa Bułhakowa, wyszukane poczucie (czarnego) humoru, w końcu świadectwo geniuszu i wielkiego uczucia, których materialnym dowodem są zebrane w tomie zapisy, przypadną do gustu wielbicielom literatury pisanej życiem. Co więcej, uważnie czytany Dziennik…, obok informacji biograficznej i historycznej, może w dużej mierze stać się znaczącym uzupełnieniem twórczości jednego z największych pisarzy XX wieku.
Uderzająca jest polityczność prowadzonych przez Bułhakowa zapisków. Po pierwsze o polityce… – to sformułowanie otwierające wiele kartek jego dziennika. Autor Mistrza i Małgorzaty daje się poznać jako baczny obserwator i komentator rzeczywistości, tak politycznej, jak społecznej. Mówiąc o sobie z przekąsem, że nie zna współczesnych realiów opisuje świat z niespotykanym wyczuciem i intuicją, świat w przededniu wielkich wydarzeń, rozpadający się na dwa kawałki: komunistyczny i faszystowski. Czuły na napięcia międzynarodowe, a także te wewnątrzpartyjne, przy tym zdolny do uogólniającej refleksji, snuje rozważania nad nadciągającą, bynajmniej nie świetlaną przyszłością Europy.
W podobny sposób, czujnie i trafnie, obserwuje Bułhakow miasto, które stało się jego wielką fascynacją, a zarazem największym rozczarowaniem. Notując pieczołowicie wszystko to, czym Moskwa żyła: od kursu walut i pogody, przez ceny chleba, wódki i palta na jesień, dochodzi do smutnego wniosku, że oto jego ukochana stolica pogrąża się w całkowitym rozkładzie, jakby rozszarpywana przez siły nieczyste. Wczytując się w topografie miejsc zawartych w dzienniku pisarza i patrząc na miasto jego oczami, nietrudno jest ujrzeć przed witryną sklepu czy tuż za rogiem Wolanda z resztą diabelskiej świty, tak, jak widział go sam Bułhakow.
Rozważania nad rzeczywistością w skali świata i miasta przeplatane są tymi najbardziej przyziemnymi, jak troska o pieniądze, a raczej ich kompletny brak, rosnące długi i zobowiązania, brak ubrań, perspektyw oraz to, co bolało Bułhakowa najbardziej – brak własnego mieszkania. Gdy dodać do tego gnębiące pisarza choroby, drążącą go depresję, niewiarę we własny talent i wszystkie spadające nań represje ze strony partii (na 301 recenzji jego twórczości negatywnych, a wręcz zjadliwych było 298, zakazano także wydawania i wystawiania wszystkiego, co wyszło spod jego pióra) przed czytelnikiem zarysowuje się żywot naprawdę ciężki i ponury.
Takie mogły też być jego wspomnienia, a nie są. Nielekka lektura sowicie okraszona sarkazmem „Mistrza” i osłodzona oddaniem „Małgorzaty” staje się pasjonująca. I choć tym, co zainteresowało mnie najbardziej, jest pierwsza część tomu, a więc dziennik Michaiła, znacząco zatytułowany Pod butem, muszę oddać sprawiedliwość i notatkom Jeleny, która na prośbę męża, a przede wszystkim z miłości do niego przez kilka lat prowadziła staranne sprawozdania z życia ukochanego. Zapisane w nich uczucie wręcz emanuje swą intensywnością, zaś wiara w talent i niezwykłość Bułhakowa, jaką żywiła trzecia żona pisarza, sprawiają, że Jelena Siergiejewna staje się nie tylko współautorką Dziennika, ale i jego główną bohaterką (pomimo faktu, że o sobie pisała niewiele, prawie nic).
Tym sposobem na tle rozpadającego się świata i pogrążonego już miasta zarysowują się dwa fascynujące portrety: genialnego pisarza i zakochanej w nim kobiety. Nade wszystko są to portrety dwojga „porządnych” ludzi, którym przyszło żyć w bardzo „nieporządnej” epoce. W końcu ludzi, którzy nie bali się spisywać swoich myśli, słów i czynów w czasach, kiedy najlepszym wyjściem było milczenie. Tego milczenia nie ma w Dzienniku Mistrza i Małgorzaty, udanym dwugłosie o ludziach, uczuciach i przeciwnościach losu na granicy absurdu. Nie ma w tych rozgadanych wspomnieniach jeszcze jednej rzeczy – odpowiedzi na nurtujące nie tylko Bułhakowa, ale i współczesnego czytelnika pytanie: „Za co go gnębili?”.
Michaił Bułhakow i Jelena Sergiejewna Bułhakow, Dziennik Mistrza i Małgorzaty
tłum. Margarita Bartosik
Muza, 2013