Homeland to serial, który dziwnie wygląda w rozrywkowej ramówce Showtime. Bardziej pasuje to przełomów, których lubi dokonywać HBO. Niemniej jednak, Homeland stał się dziełem flagowym stacji. Zdumiewające, że serial o agentach CIA, zwalczaniu terroryzmu i migoczącej w tle amerykańskiej martyrologii okazał się hitem, który oglądają nie tylko wielbiciele political fiction. Z pewnością przyczynili się do tego barwni bohaterowie i niejednoznaczność, która doprowadza widza do furii, irytacji, ale i fascynuje równocześnie. W końcu historia niestabilnej emocjonalnie agentki CIA, wikłającej się w przedziwny romans z podejrzanym o terroryzm byłym Marines brzmi niecodziennie, ale i obiecująco. Claire Danes ze swoją niesamowicie plastyczną mimiką twarzy sprawiła, że Homeland jest tak wysoko w rankingach popularności. Carrie Mathison popadająca w skrajności – od szaleńczego śledztwa zaczynając, na heroicznej obronie Brody’ego kończąc sprawia, że trudno być czegokolwiek pewnym, a o to przecież chodzi. Działalność agentów CIA - dwuznaczne etycznie (to słowo brzmi jak żart w kontekście działań CIA) decyzje, wielka i plugawa polityka i w tym problemy tzw. normalnych ludzi, jawi się jako dziewiąty krąg piekielny, niczym u Dantego.
Dexter, kolejny hit Showtime, przeżywający kryzys – co objawiało się scenariuszem często rozlatującym się jak domek z kart, doprowadził nas do brawurowego finału, pozwalającego zapomnieć o wszystkim, co wcześniej się nie powiodło. Dexter dociera do punktu, z którego nie ma już powrotu, wymagającego ostatecznych rozstrzygnięć, na które czekamy od ładnych paru lat.
Showtime pożegnał się z Trawką; nie zeszła ona z afisza zbyt triumfalnie. Serial, kochany przez widzów jeszcze cztery lata temu, ostatecznie stał się karykaturą samego siebie i zmierzając w stronę opery mydlanej - wikłając bohaterów w dylematy moralne dalekie od gatunku czarnej komedii, którą Trawka w latach świetności była – sprawił, że finał przeszedł bez większego echa. To jedna z większych porażek 2012, chociaż finały innych produkcji, jak np. Doktor House (FOX), czy Gotowe na wszystko (ABC) mimo swojej schyłkowości, jakoś się obroniły. Za Wisteria Lane ktoś ciągle tęskni, nie słyszałam jednak, żeby widzowie opłakiwali Botwinów.
Z pewnością HBO ma powody do zadowolenia, bo Dziewczyny Leny Dunham nieźle namieszały w wiosennej ramówce. Serial odbił się szerokim echem, nie tylko dzięki ciągłym porównaniom do Seksu w wielkim mieście i konfrontacji Carrie – Hannah, ale przede wszystkim dlatego, że chcemy oglądać proste historie, bez barkowego nadęcia i cekinów spadających z nieba za każdym razem, gdy Carrie Bradshaw idzie na randkę.
Okazuje się, że Amerykanie mogą uczyć się, jak robić dobre seriale kryminalne, od Duńczyków. The Killing zyskał wielką popularność nie tylko widzów AMC, ale i internautów, jednak to właśnie duński Forbrydelsen świeci triumfy, bo jeśli ktoś pozna Sarah Lund, to obcując z Sarah Linden może czuć się nieco oszukany. Niby ta sama bezkompromisowość, ale Dunka była pierwsza i wydaje się, że wszystkie emocje z Seattle, w Kopenhadze kumulują się ze zdwojoną siłą. Tym bardziej zdumiewa, że to niepozorna stacja DR1 zrobiła serial, tak bardzo podobający się Amerykanom którzy, oczywiście, musieli zrobić go „po swojemu”. The Killing broni się doskonale w swojej klasie, ale Forbrydelsen uwodzi europejską niejednoznacznością, tajemnicą, poczuciem wyobcowania, a przede wszystkim nieustępliwością bohaterki - życzymy jej najlepiej i najgorzej równocześnie. Sofie Gråbøl wystąpiła gościnnie w amerykańskiej wersji serialu, co było miłym akcentem dla fanów obu wersji. W Sarah Lund jest coś takiego, co sugeruje siostrzane podobieństwo między nią a Carrie Mathison (Homeland). 2012 w telewizji utrzymał tendencję do pokazywania silnych bohaterek, nie bojących się konsekwencji swoich nieprzejednanych postaw, kontrowersyjnych decyzji. Z pewnością był to dobry rok dla bohaterek serialowych zarówno w Stanach, jak i Europie (także Alice Morgan w Lutherze pokazuje, że nie da się podporządkować dyktatowi silnych męskich charakterów). Walter White powinien mieć się na baczności… Breaking bad oczywiście, jak zawsze, deklasuje konkurencję, spirala działań duetu White-Pinkman bardziej już zapętlona być nie może. White, rośnie w siłę i traci czujność, może znaleźć się w potrzasku i to już niebawem. Czekamy w napięciu do lipca!
Nie tylko Duńczycy mieli w 2012 asa w rękawie, także Brytyjczycy konsekwentnie kradną widzów amerykańskich seriali. Sherlock i The Hour, realizowane dla BBC skupiają obecnie tak wielkie grono fanów, że możemy mówić o zbiorowej histerii (zwłaszcza w przypadku Cumberbatcha i jego wersji Sherlocka, który wyśmienicie radzi sobie z nowymi technologiami i uwodzi swoją zawadiacką bezkompromisowością). Wart wspomnienia jest także Wallander; w wykonaniu Kennetha Branagha jest to popis mistrzowski mimo trudności, jakie stwarza scenarzystom ekranizowanie i aktualizowanie powieści powstałych w 1991r. (Psy z Rygi) i próba uwspółcześniania problematyki poruszanej przez Mankella dwie dekady wcześniej.
Wisienką na torcie pozostaje jedyny sitcom w zestawieniu. I to sitcom NBC, czyli pogardzanej przez koneserów, amerykańskiej stacji ogólnodostępnej. Community, zagrożone kasacją z powodu niskiej oglądalności, ciągle walczy z przeszkodami losu; sezon trzeci utrzymał wiernych widzów, ale nie wiadomo, co będzie dalej, zwłaszcza że emisja październikowych odcinków przesunięta została na luty. Byłoby wielką stratą dla seriali komediowych, uśmiercić tytuł, który tak doskonale obrazuje szaleństwo fanów seriali telewizyjnych i jest porozumiewawczym gestem między obsesją fanów a oczekiwaniami producentów, dla której przecież najważniejszy jest zysk.
Taki był 2012 dla serialowych widzów, 2013 zapowiada m.in. powrót długooczekiwanego Luthera. Czy będziemy się cieszyć z tego powrotu?
Małgorzata Major – rocznik 1984, doktorantka Katedry Kulturoznawstwa Uniwersytetu Gdańskiego. Uzależniona od kultury popularnej w najróżniejszych jej przejawach telewizyjnych - zaczynającej się w Downton Abbey, poprzez nowojorskie pejzaże Leny Dunham, kończąc na wizycie w domu Charliego Harpera w Malibu. Zainteresowana wizerunkiem kobiety w serialach brytyjskich i amerykańskich, a przede wszystkim jej antybohaterskim rysem.