Niezaprzeczalnie najlepszy na przeglądzie okazał się znany już polskiemu widzowi Polisse Maïwenn. Ten udający dokument film jest najbardziej bezpretensjonalnym przykładem tzw. nurtu społecznie zaangażowanego, jaki widziałem w ciągu kilku ostatnich lat. Opowiada o grupie policjantów z wydziału zajmującego się przestępstwami związanymi z dziećmi i nieletnimi. Pedofilia, prostytucja i pobicia to tylko niektóre ze spraw wypełniających ich zawodową codzienność. Pomiędzy zgwałconą kilkuletnią dziewczynką i matką zmuszoną oddać swoje dziecko, muszą też radzić sobie z problemami osobistymi, których rozwiązywanie idzie im znacznie gorzej niż ściganie przestępców. Polisse nie jest filmem łatwym do oglądania, bohaterowie wspominają o rozdartych waginach kilkumiesięcznych dzieci i bezmyślnej brutalności dorosłych wobec najmłodszych. Dzięki dużemu nagromadzeniu tych tragedii i bardzo szybkiemu tempu filmu, możemy wczuć się w ich sytuację, która oscyluje pomiędzy przejęciem i wymuszoną obojętnością, pozwalającą wykonywać wyniszczającą pracę.



Kolejnym doskonałym dziełem pochodzącym z Francji jest niewątpliwie Minister Pierre’a Schöllera. Opowiada on o kilku dniach z życia ministra transportu, wprowadzając do dramatu politycznego nutę surrealizmu i poetyckości. Naciski, zmiany frontów, wewnątrzgabinetowe knucie spisków i robienie politycznej kariery za wszelką cenę to jedynie część fabuły tego świetnego filmu. Przeplatają je pijackie kłótnie z żoną szofera, tragiczny w skutkach wypadek samochodowy i występy postaci drugoplanowych, tworzących zbiór postaw kojarzonych z doradcami politycznymi. Mikstura stworzona z tak zwanego prawdziwego życia i politycznych przepychanek doprawiona jest pięknymi zdjęciami doświadczonego operatora Juliena Hirscha, które pozwalają poczuć się chwilami jak w relacji na żywo z zakulisowych porozumień.



Jednym z ciekawszych obrazów przeglądu okazał się film Axelle Ropert Rodzina Wolbergów – na wskroś sundance’owa produkcja, która z amerykańskim festiwalem nie ma jednak nic wspólnego.
Ta wielowątkowa historia osnuta jest wokół postaci Simona, mera niewielkiej mieściny, apodyktycznego męża i ojca. Jego sposób komunikowania się ze światem sprawia, że brat stara się trzymać od niego z daleka, żona romansuje z młodym blondynem, a córka w dzień po osiemnastych urodzinach wyprowadza się z domu. Trudno mówić tu o piekle rodzinnym, bo każda z postaci jest na tyle charyzmatyczna, by walczyć o swoje i nie poddawać się tyranii innych. Rodzina Wolbergów to mały film o skomplikowanych relacjach pomiędzy ludźmi, którzy się kochają, ale nie do końca potrafią stworzyć modelowe więzy rodzinne. Świetne aktorstwo i formalna asceza pozwalają skupić się na uczuciach poszczególnych bohaterów, trzymających się razem i oddalających od siebie, paradoksalnie, z tego samego powodu – obsesji bycia razem.

Jako zwolennik powrotu do filmów 2D miałem mieszane uczucia, idąc na seans Baśni nocy Michaela Ocelota, dodających trzeci wymiar do doświadczenia kinowego. Francuski twórca udowodnił jednak, że 3D wykorzystane jako element koncepcji wizualnej, a nie tylko tanie efekciarstwo, może sprawić wiele radości nawet malkontentowi. Seria krótkich opowieści wykorzystująca estetykę chińskiego teatru cieni zaskoczyła też powrotem do tradycyjnej formuły filmu dla dzieci. W zalewie Shreków, Madagascarów i innych Aut (które oczywiście też mają swój urok), Baśnie hołdują historiom o dzielnych młodzieńcach, pięknych i zaradnych księżniczkach oraz złych smokach w formie tak prostej i dosłownej, że aż porażającej. Piękna, choć niezwykle prosta animacja doskonale dopełnia całości, w której starsi widzowie znajdą odrobinę nostalgii, a młodsi odkryją świat bajek, których już prawie nikt nie wykorzystuje w kinie głównego nurtu.

Warto wspomnieć też o Przystojniakach Riada Sattoufa, przezabawnej komedii, która pomimo operowania niewybrednym dowcipem zyskała sobie przychylność publiczności. Reżyser, który jest też rysownikiem, pokazuje, jak powinien wyglądać nieco głupawy, ale nie żenujący film o nastolatkach. Czternastoletni Hervé bardzo chciałby mieć dziewczynę. Niestety żadna z tych, które mu się podobają, nie chce go za chłopaka. Nastoletnie kompleksy, wspólna masturbacja z kumplem, radzenie sobie ze zbytnią bezpośredniością matki i ciągła chęć podobania się płci przeciwnej wypełniają dni młodego bohatera zanurzonego w rwącym potoku hormonów. Sattouf nie stroni też od czarnego humoru, wykorzystując wątki samobójstwa nauczyciela, depresji i przemocy w szkole, ale czyni to w dobrej wierze, pokazując słodko-gorzki smak okresu dorastania.

Jeżeli wierzyć programerom przeglądu, popularne kino francuskie wstaje z kolan i stara się odwoływać do nieco świeższych pomysłów w bardziej oryginalnej oprawie. Trudno tu mówić o wielkich narracjach, przełomowych rozwiązaniach formalnych i odkrywaniu nowych talentów. Bardzo cieszy jednak równy poziom prezentowanych filmów, z których żaden nie odstawał od reszty. Pocieszony i pełen nadziei puszczam w niepamięć moje zeszłoroczne utyskiwania na kino francuskie i z niecierpliwością czekam na przyszłoroczną edycję przeglądu, która być może przekona mnie, że poza wielkimi festiwalowymi hitami kino francuskie potrafi też wydawać płody nieco mniej spektakularne, nieco bardziej przystępne i głównonurtowe, ale jednocześnie ciągle pozostające na rozsądnym poziomie.


Maciej Badura - rocznik '85. Kulturoznawca, amerykanista, Ph. D. wannabe. Interesuje się amerykańskim kinem niezależnym, filmem kanadyjskim, queerem i transgresją wszelkiego rodzaju. Kiedyś napisze monografię o Harmonym Korine. Nade wszystkich ceni sobie Todda Solondza. Nałogowo ogląda seriale. Platonicznie zakochany w Sashy Grey, Williamie Faulknerze i telewizyjnych programach o sprzątaniu.