Najpierw z powodu filmu Kac Wawa, który okazał się w rzeczywistości Kacem: Mordercą Dobrego Smaku, potem dzięki nowemu filmowi Steve'a McQueena. Małgorzata Steciak i Piotr Sarota odpowiadają na pytania, czy wielokrotnie nagradzany Wstyd jest dobrym klinem po filmowym kacu, jak bardzo został zmasakrowany Frank Sinatra, oraz czy rzeczywiście Fassbender może grać nago w golfa bez użycia kija...





POSTPRODUKCJA RZEZI

POSTPRODUKCJA SZPIEGA


Redakcja Przystanku Student
www.przystanekstudent.pl


Polecamy również:

Maciej Badura o sytuacji wokół Big Love i wiadomego Kaca:

I taki jest to właśnie poziom debaty.
Ja jestem tak mądra, że nikt mnie nie rozumie, a krytyk to beze mnie nie będzie miał pracy, więc niech siedzi cicho i podziwia – oto konkluzja wynikająca z wypowiedzi Białowąs. Producent Kac Wawa idzie podobnym tropem.


Iwo Sulka i Wstyd

W trzydzieści lat po premierze „Ostatniego tanga w Paryżu” (1972) Bernardo Bertolucciego dostajemy z rąk Steve’a McQueena nowe, równie mocno nagłośnione, spojrzenie na kwestię seksu na ekranie. W ostatnim arcydziele kontrkultury seks nierozerwalnie łączył się ze śmiercią, był ucieczką od niej, ale i jednocześnie jej wcieleniem, ucieleśnieniem w akcie łączącym dwoje ludzi. We „Wstydzie” (2011) główny bohater – Brandon (więcej niż oczywiste nawiązanie do nazwiska protagonisty „Ostatniego tanga...”, Marlona Brando) ucieka w seks z niewiadomych początkowo przyczyn. Jedyne, co jest jasne od początku, to silne uzależnienie, jakim jest owładnięty.


Maciej Badura i Wstyd numer 2 ;)

Rzadko zdarza się, że trailery nie kłamią. Prawie nigdy słowa takie, jak „odważny” i „kontrowersyjny” nie mają pokrycia w rzeczywistości. Jednak „Wstyd” Steve’a McQueena jest jednym z tych niewielu filmów, które są zdecydowanie lepsze niż ich zapowiedzi. Jest też jedynym, w pełni bezkompromisowym filmem, wyprodukowanym w 2011 roku. Całkowicie zaprzecza nostalgicznym tendencjom i zamiast schlebiać widzowi, wymaga od niego sporego wysiłku emocjonalnego.