Panowie, i na poważnie i z przymrużeniem oka, opowiadali o zbliżającej się wielkimi krokami kolejnej edycji festiwalu. Już za cztery miesiące po raz jedenasty Wrocław otworzy się na nowe horyzonty. Tym razem, na fali dobrego przyjęcia pomysłu o kinematografiach narodowych, koniec lipca upłynie pod znakiem kina norweskiego. Pod lupą retrospektywy stanie nieokrzesany szaleniec – Terry Gilliam ze swoimi wyrafinowanymi fantazmatami. Jak podkreślił Kuba Mikurda – najwyższy czas zdjąć z Gilliama piętno wesołka z Monthy Pytona i zobaczyć filmowego autora, konsekwentnie tworzącego własną mitologię, jak i psychoanalityka fantazji. Nowe spojrzenie ma ukierunkować publikacja Człowiek z La Manchy. Kino Terry'ego Gilliama, która – jak się okazuje – będzie nie tylko zbiorem zamówionych artykułów, ale odbiciem szerzej zakrojonego kulturoznawczego projektu. Otóż autorzy tekstów spotykają się na comiesięcznych sesjach, by ogniście dysputować, redefiniować, snuć własne fantazje i odurzać się Gilliamowymi filmami, ale i odzierać jego kino z kulturowych klisz czy ugruntowanych interpretacji.
Wyniki spotkań odnotowują w głowach, na kartkach i dyktafonach, a te zostaną oddane w formie zapisu czterech dyskusji. Co z tego wszystkiego wyniknie? Zobaczymy. I to dosłownie, bo książka ma być szczególną integracją tekstu z obrazem, czymś na kształt liberatury o kinie. Nad projektem graficznym pieczę sprawuje Kuba Woynarowski.

Tegorocznych horyznontowców zaskoczą jeszcze trzy inne publikacje. Nie może oczywiście zabraknąć uzupełnienia tekstowego o kinie norweskim. Odskocznią wizualną i niewątpliwie tematyczną dla chłodnej Północy będzie cykl „różowych” filmów prosto z pruderyjnej Japonii, o których traktuje tłumaczone na język polski studium angielskiego badacza – Jaspera Sharpa o wymownym tytule: Za różową kurtyną. Prócz tego znajdzie się także coś dla amatorów animacji. W tym roku swoimi pracami uwodził będzie Mariusz Wilczyński, o którego krokach artystycznych opowie na żywo i w tekście – Jerzy Armata. Krakowski krytyk podczas spotkania wspomniał o swoim dość niefortunnym zetknięciu z miniaturą Szop, szop, szop, szopę..., którą „zjechał” tak ostro na łamach prasy, że o mało „nie ponieśli Wilka”, a raczej „Wilk” sam siebie nie poniósł w dół rzeki. Jednak dzięki męskiej rozmowie panowie zaprzyjaźnili się i żaden już nie myślał o samobójstwie. Niemniej jednak kontekst zamachu na czyjeś życie przyświeca tytułowi publikacji: Z Armatą na Wilka.

Nowe Horyzonty nie chcą uśmiercać nikogo, chyba że ktoś padnie na własne życzenie z przedawkowania filmów albo nadmiaru emocji, których dostarczy mu na pewno wamp programu – trupio blady, acz muzycznie żywotny Nick Cave ze swoim zespołem Grinderman. Pozostając w klimacie elegijnych opowieści grzechem byłoby pominięcie Piny Wima Wendersa w 3D. To rodzaj transgresji w kinie – przełamania barier formalnych i nieuchronności czasu. Dzięki trójwymiarowości Pina wiecznie żywa, tańcząca nad nami – widzami. W uszlachetnianiu rewitalizacji artystki kolejnym krokiem jest przeniesienie projekcji z kin do teatrów i oper – miejsc wzbogacających odbiór osobliwą aurą. W tym karkołomnym i szalonym pomyśle bije źródło prawdziwego kinofilstwa.

Jego święto już za chwilę.



11. Międzynarodowy Festiwal Filmowy Era Nowe Horyzonty odbędzie się we Wrocławiu między 21 a 31 lipca. Więcej informacji na STRONIE FESTIWALU


Od redakcji:
Nie wolno zapomnieć o Nocnym Szaleństwie - Round Midnight!