Kolekcja Bunkra Sztuki tropi współczesność. Pokazuje, jak rzeczywistość odbija się w artystycznej materii, przenika wrażliwość twórców. Najważniejsze jednak, że to eksplozja świetnej sztuki.

Krakowska propozycja jest znakiem czasów. Relacjonuje to, co w sztuce polskiej przełomu XX i XXI wieku najciekawsze. Przykładem mogą być prace przedstawicieli Grupy Ładnie. Maciejowski, Bujnowski, Sasnal i spółka stali się najbardziej chodliwym towarem eksportowym polskiej sztuki. Grupę Ładnie, znaną również jako Słynna Grupa Ładnie, założyli w 1995 r. Nazwa oddaje w skrócie artystyczne zainteresowania i dążenia jej członków – do tworzenia sztuki realistycznej, współczesnej i atrakcyjnej wizualnie. Obrazy, grafiki, komiksy i filmy członków grupy zawierały od początku elementy realizmu bezkrytycznego, banalizmu oraz głębokiej ironii. Ładniści, zafascynowani różnymi przejawami współczesnej kultury masowej, materialnej i plastycznej, w swoich pracach wykorzystują chętnie gotowe wizerunki ( kadry z telewizji, gier komputerowych, gazet, żurnali i druków reklamowych), ale często też dokumentują autentyczne wydarzenia z prywatnego życia: oglądanie telewizji, chodzenie na zakupy i na randki, fragmenty rozmów. Dążenie do prostoty, komunikatywności i fabularności widać również w pracach wchodzących w skład kolekcji Bunkra – Lekarz powiedział Marcina Maciejowskiego czy Malowanie Rafała Bujnowskiego. Te projekty sięgają po banał codzienności zawarty w gazetach, telewizji, reklamie. Czerpią z nich nie tylko tematy, ale także formy obrazowania. Stąd w pracy Maciejowskiego kadr rodem z Wiadomości, informujący jak niebezpieczne były kły psa. Tragedia, przechwycona przez media, stała się kolejną odsłoną społeczeństwa spektaklu. Przecież to news, który świetnie sprzeda się na ekranie.
Natomiast Malowanie Bujnowskiego to uświęcenie aktu. Prezentowana praca jest tylko sygnałem, pamiątką po akcji artysty, dzięki której Bunkier zyskał pomarańczową fasadę. Położenie farby na ścianie budynku wyzute jest z malarskiej legendy. Ale kiedy artysta osobiście kładzie farbę nie ma znaczenia to, co ukaże linia pędzla znajdującego się w jego ręku. Jeszcze tylko podpis i rytuał dobiegł końca. W galerii pozostały olejne świadectwa na płótnie, pełniące rolę notatki, hasła, migawki.

Kobieca rzeczywistość
Ze strzępków realności tka również swoje prace Małgorzata Markiewicz. Tka dosłownie, bo jej twórczość to nie tylko dialog z rzeczywistością, ale i z tradycją polskiej tkaniny artystycznej. W jej sztuce często pojawiają się rzeczy, które można założyć. Zestaw spódnic z wyhaftowanymi słowami polskich piosenek dziecięcych to ukłon w stronę codzienności, wpisujący się w definicję sztuki kobiecej. Krzątanina, szycie i zabawy z dziećmi to rzeczywistość wielu polskich pań domu. I to właśnie one stają się cichymi bohaterkami, które Markiewicz wpisuje w panoramę swojej sztuki.
Odwołując się do biblijnych konwencji i tradycji ikonografii chrześcijańskiej, Marta Deskur podjęła temat współczesnego człowieka, wplątanego w siatkę rodzinnych powiązań. Utrwalenie na kliszy fotograficznej codziennych sytuacji składa się na opowieść o podstawowych relacjach międzyludzkich. Przeraźliwa biel przestrzeni, będąca tłem sytuacji, zdaje się pokazywać jak na dłoni: „taka jest rzeczywistość”. Artystka bada kontekst tych zależności, starając się odkryć zasady podległości. Nie ma tu mowy o równości i chrześcijańskim miłosierdziu. Trzej królowie niemal jedzą z ręki swej Pani.
Inny istnieje poprzez kulturowe uwarunkowania. Wykluczony, spychany na obrzeża życia społecznego. Jego ciało może stać się więzieniem bądź twierdzą broniącą przed tym mechanizmem. Projekt Alicji Żebrowskiej Kiedy Inny Staje Się Swoim to przedstawienie osoby, która poddając się operacji zmiany płci, podejmuje heroiczną walkę o swoją tożsamość. Poprzez nawiązania do tradycyjnych sposobów prezentowania aktu kobiecego, jest próbą odczarowania funkcjonującego w społecznym odbiorze „dziwoląga”. Osoba ta przestaje być mężczyzną i wtapia się w zbiorowość kobiet. Kim jest Inny? – zdaje się prowokująco pytać artystka. Czy jest to wykreowany przez opresyjną kulturę schemat, czy indywiduum, które chroni się w ciele przed światem?
Katarzyna Górny nie stroni od tematów bliskich, codziennych, często będących tabu. W te ostatnie uderza właśnie tryptykiem Portret podwójny, wyciągając na światło dzienne kobiecą cielesność. Akt staje się odbiciem wyrazistego, prawdziwego życia. Zastygła w bezruchu, jakby przyłapana na pozowaniu kobieta, która jednocześnie stoi obok z kotem na ręku. Pod tą powłoką cielesności – zdaje się mówić artystka– drzemie człowiek, który potrzebuje akceptacji nie tylko jako figura w kontaktach międzyludzkich, w związku z pełnioną przez nią rolą.

Mylący (nie)realizm
Jadwiga Sawicka w swej twórczości jest bardzo konsekwentna. Forma, rozumiana jako puste opakowanie, stała się kompasem wyznaczającym jej artystyczne poszukiwania. Taką pustą, wymagającą dopełnienia formułą są znajdujące się na jej fotografiach garnitur i skórzany płaszcz. Zużyte fragmenty rzeczywistości, odpadki współczesnej kultury, zdominowanej przez mass media, nadmiar informacji i niepotrzebnych obrazów. I „nic w środku”, które Sawicka powtarza nam swoimi kolejnymi pracami niczym mantrę. Żadnych głębszych treści, metafizycznych znaczeń, symbolicznych odniesień.
W roku 2002 – w czasie kulminacji „wojny z terroryzmem” – Jan Simon stworzył pracę, która ciągle zyskuje na aktualności. Carpet Invaders zaanektował wzór autentycznego kaukaskiego dywanu. Jednak wełniane sploty ustąpiły miejsca wirtualnemu obrazowi, stając się kanwą gry komputerowej. Rzut na podłogę, podkreślający pierwotną funkcję "dywanu", wyznacza jednocześnie pole walki. Dekoracyjne ornamenty stają się maszynami wroga, które gracz musi zniszczyć. Ręka, która z supełków tworzy wyrafinowane dzieła sztuki, równie zręcznie potrafi zabijać. Czy to już zderzenie cywilizacji?
Pomnik to nieme świadectwo historii. Krzysztof Wodiczko swoimi pracami zmienił tę sytuację. „Ustami” ważnych budowli, poprzez ogromne hologramy, pozwolił wypowiedzieć się ludziom z marginesu, egzystującym poza obszarem społecznego zainteresowania. Poprzez monumentalizację wizerunków bohaterów swoich prac w przestrzeni publicznej, przywrócił ich zbiorowej świadomości. Projekcja w Hiroszimie to nagrania ofiar wybuchu bomby atomowej. Trauma tych, którzy przeżyli oraz ich potomków, na których do dziś ciąży piętno napromieniowania.
Znakomity cykl prac Stock Karoliny Kowalskiej to swoista gra z komercją. Fotografie, umieszczone w lightboxach, artystka zakupiła na rynku reklamowym. Ludzie, sportretowani na tle nowoczesnej architektury, odgrywają sceny, które mają wpływać na nas perswazyjnie. Kowalska jednak, ingerując w ich wizerunki, dokonała wyraźnej zmiany znaczenia. Ich twarze uzyskały stygmat niepokoju, wyczerpania czy choroby. Subtelne narzucenie postaciom różnych skaz powoduje pęknięcie całego przedstawienia. Wystylizowane otoczenie nie współgra już harmonijnie z bohaterami tej historii. Owa estetyczna szczelina staje się dla widza źródłem zupełnie nowej opowieści o ludziach, którzy w pędzie codzienności trwonią siły i czas.

Niezwykli portreciści
Czy fotografia może uchwycić malarskość? To pytanie zadaje swoim tryptykiem Tomasz Ciecierski, ukazując zlew z wodą „pofarbowaną” (kolejno) na fioletowo, niebiesko i czerwono. Jego zdjęcia są jak krótki traktat o malarstwie. Dominująca barwa nadaje przedstawieniu charakter. Współistnieje, ale nie narzuca swej hegemonii. Staje się naturalnym pomostem pomiędzy różnorodnością kolorów każdej fotografii. Dzięki subtelności tego gestu wypada chyba nazwać Ciecierskiego najwybitniejszym portrecistą malarskiej palety.
Oskar Dawicki pokazuje jak bardzo umowny jest status twórcy. Jego cykl Portrety uliczne to seria jego własnych wizerunków, zamówionych przezeń u ulicznych rysowników. Zwracając uwagę na związek pojęcia „artysta” ze społeczną konwencją, usiłuje wskazać miejsce, w jakim sztuka się dzisiaj znajduje. Wykonanie obrazu i złożenie pod nim podpisu okazuje się niewystarczającą rekomendacją do artystycznego świata i uznania publiczności.

Galerie mają ułatwione zadanie, bo nie są muzeami. Nie jest ich zadaniem dawać jednoznaczną odpowiedź na pytanie o historię lub jej fragment. Raczej wybiórczo prezentują to, co w ich mniemaniu jest interesujące, niezwykłe, warte zapamiętania. Bez takich pojęć jak „chronologia”. Przypomina to chodzenie po polu minowym, ale przecież Bunkier (nawet nazwa wydaje się adekwatna) takich wyzwań się nie boi. I dobrze, bo dzięki tej akcji na froncie sztuki w Krakowie zobaczyć można eksplozję świetnej sztuki. Niewypałów nie stwierdzono.