Znaki współczesności (Znaki czasu, Łódź)
16.11.2008
Łódź od dawna sprzyja sztuce współczesnej. Tutaj powstało pierwsze w Polsce muzeum sztuki nowoczesnej, oparte o międzynarodową kolekcję grupy a.r. z roku 1931 , uzupełnianą przez następne 70 lat m.in. o dary Mateusza Grabowskiego czy Josepha Beuysa. Dziś do tych tradycji nawiązują łódzkie „Znaki czasu”.
W 2004 r. Ministerstwo Kultury w ramach programu "Znaki czasu" postanowiło wesprzeć powstawanie regionalnych kolekcji sztuki współczesnej, powracając właśnie do idei Towarzystw Zachęty. W Łodzi powstał jeden z 16 oddziałów instytucji, a otrzymane 250 tys. zł posłużyło do zakupu prac składających się dziś na kolekcję.
Sytuacja tamtejszej Zachęty jest jednak nieco inna niż pozostałych towarzystw regionalnych, które dążyły do stworzenia autonomicznych kolekcji w oparciu o lokalne konteksty. Łódzki „oddział” powstał w mieście, w którym kolekcja sztuki nowoczesnej jest już zgromadzona w muzeum. Nowy zbiór miał więc nie tylko wejść w dialog z już istniejącą talią prac, ale i uzupełnić „pustkę lat 90”.
Wyważenie odpowiednich odległości pomiędzy odwołaniem do regionalności a ogólnopolskim charakterem zdaje się być przedsięwzięciem karkołomnym. A może odwołanie do tradycji zbierania sztuki współczesnej z całej Polski (i nie tylko) to – w rozumieniu kapituły eksperckiej –„lokalność” zdefiniowana w kontekście historii łódzkiego muzeum?
„Muzealność”, czyli...
Bez względu na wątpliwości dotyczące realizacji samej idei „Znaków czasu” przyznać trzeba, że kilka prac niewątpliwie zasługuje na uwagę.
Niektóre toczą rozgrywkę z pojęciem „muzealności”. Z tego dialogu, w którym nieustannie uczestniczymy, wyłania się pytanie o ramy sztuki. Świetnym tego przykładem jest akcja grupy Łódź Kaliska, która nawiązuje do słynnego Śniadania na trawie Edouarda Maneta. To jedno z najważniejszych i najciekawszych dzieł znajdujących się w tej kolekcji. Wielopoziomowa metafora zaklęta w tej pracy odwołuje się nie tylko do powszechnie znanego obrazu. Rozgrywająca się w magazynie łódzkiego muzeum scenka, naśladująca tradycję „żywych obrazów”, to także pytanie o sens prezentacji sztuki w przestrzeni muzealnej i dystans, jaki ta sytuacja rodzi między sztuką a jej odbiorcami. Właśnie regionalne kolekcje sztuki współczesnej mają go skrócić. Stąd też praca ta stała się inspiracją dla tytułu prezentowanej wystawy.
W tym samym duchu tworzy Grupa Azorro. Dwa filmy wideo pod wspólnym tytułem Wszystko już było przedstawiają rozmowę na temat oryginalności w sztuce. Oskar Dawicki, Igor Krenz, Wojciech Niedzielko i Łukasz Skąpski starają się odpowiedzieć na pytanie, czy możliwe jest dziś stworzenie oryginalnego dzieła sztuki. Podczas irracjonalnej dyskusji pojawiają się różne nowatorskie pomysły. W toku płynącej rozmowy okazuje się jednak, że wszystko już zostało przez kogoś wcześniej wykonane. Każda propozycja kwitowana jest stwierdzeniem, że „to już było”. Nawet równoległa projekcja dwóch filmów rejestrujących dialog prowadzony na ten sam temat przywołuje, autoironicznie, kwestię oryginalności samego pomysłu grupy.
Tomasz Ciecierski to chyba najwybitniejszy portrecista palety barwnej. Fotografuje kolorową wodę w zlewie, w której płukał pędzle (Bez tytułu). Powstałe zdjęcia układa w kolorową mozaikę. Otrzymujemy w ten sposób wachlarz kolorów, grających z naszym wzrokiem. Porównując kolejne fotografie, wychwytujemy różne drobiazgi, jak ustawienia kranu, obecność pędzli bądź ich brak. Barwa zmieniła otoczenie.
Elżbieta Jabłońska "naruszyła" tradycyjną przestrzeń Muzeum Historii Miasta Łodzi. W swoim cyklu zdjęć poprzewracała meble, rozrzuciła książki, ubrania, porcelanę, zagięła dywan. Jakby protestowała przeciw senności sali wystawienniczej. „To nie jest do oglądania, to jest przestrzeń do życia” – krzyczą jej fotografie. Rejestrują burzę emocji, a nie sterylną przestrzeń sal wystawowych. Jakby miało do nich wrócić życie, wypędzone przez sformalizowane zasady porządkowania, przechowywania i katalogowania.
W poszukiwaniu…
Robert Kuśmirowski, artysta, do którego przylgnęła etykietka „genialnego imitatora”, przebył trasę z Łodzi do Paryża, a w ramach dokumentacji pokazał jedynie perfekcyjnie opracowaną mapę, kilka przypadkowych zdjęć oraz siebie "przed" i "po" ("Łódź – Paryż"). Tylko tyle i aż tyle. Metafora drogi – dochodzenia do refleksji i dojrzewania. Z miasta rodzinnego (choć Kuśmirowski pracuje i mieszka w Lublinie, to jednak urodził się w Łodzi) do metropolii, postrzeganej jako mekka artystów.
Przedstawiona przez Jana Simona animacja komputerowa Ja... ty to praca, w której wyświetlone zostają wszystkie słowa języka polskiego znajdujące się w semantycznej przestrzeni pomiędzy słowami „ja” i „ty”. Na początku filmu na białym ekranie widoczne jest słowo „ja”. Słowa ruszają stopniowo, „zadrukowując” ekran. Film kończy kadr, w którym na czarnym tle widać słowo „ty”. Obraz stworzony przy pomocy autorskiego programu komputerowego to metafora kontaktów międzyludzkich, które dzięki najnowszym technologiom i przyspieszającej dynamice życia, stają się coraz dłuższym łańcuchem zależności. Pojawiają się kolejne przedmioty i czynności, lawina spraw, które wydłużają emocjonalną odległość.
Na uwagę zasługują również dwa pozostałe filmy, prezentowane na zmianę na jednym ekranie z Ja… ty, czyli Kontestator Jacka Niezgody – rzecz o „płynięciu pod prąd”, które czasem wiąże się z drastycznym zderzeniem z rzeczywistością, oraz Tablice Wiktora Polaka – billboardy, które nie zawierają żadnej informacji. Ale czy na pewno nic nie znaczą? Przecież brak informacji też jest pewną informacją.
… i w odnajdowaniu sztuki
Niektóre prace to raczej wyraz niepokojów współczesnego człowieka, uwięzionego pomiędzy poszukiwaniem swojej tożsamości a przeczuciem nieuchronnej śmierci.
Zofia Kulik w fotomontażach z cyklu Ogród (Libera i kwiaty) pozornie podporządkowuje każdą kompozycję specyfice uwiecznianej na zdjęciu rośliny. W rzeczywistości jednak maki czy irysy tworzą obraz, podporządkowany modelowi, który w każdym obrazie występuje w tej samej pozie. To jakby wywyższenie i poniżenie go jednocześnie. Artystka ukazuje seksualną witalność nagiego modela, zestawiając go zieloną roślinnością Puszczy Kampinoskiej. Jednak nagi mężczyzna, umieszczony w tym specyficznym zielniku, w zestawieniu z delikatnością flory jest narażony na obśmianie niedostatków kościstego ciała, porównanie do „więdnącej łodygi”. Patriarchalność z trzaskiem rozbija się o subtelność rośliny.
Piękno niepojęte i wbrew naturze. Biologiczna anomalia staje się tematem czarno-białych zdjęć Zbigniewa Libery z cyklu Hermafrodyta. Oszczędne, kameralne zdjęcia to po prostu wydobycie i ukazanie piękna „inności”.
Jedną z najbardziej poruszających prac jest jednak instalacja Status Dominika Lejmana. Na przeciw wejścia płótno, a na nim nagie męskie ciało. Ujęte w skrócie perspektywicznym, z niewidoczną głową. Niemal natychmiast narzuca się skojarzenie z obrazem Andrea Mantegni, przedstawiającym zmarłego Chrystusa. Artysta badając specyfikę śmierci, zderzył ze sobą bezruch martwego ciała z mgnieniem cyferek elektronicznego zegara. Czas płynie nieubłaganie dla żywych, ale tym, którzy odeszli, zapewnia „wieczny” spokój. Ich nikt już nie będzie niepokoił.
Mimo słabszych punktów kolekcji, czuje się artystyczną siłę. Łódź znów staje się twierdzą polskiej awangardy. To miasto po prostu sprzyja sztuce.