Retail, czyli skupienie nad detalami (Retail, Urlich)
16.11.2008
Niecałe dwa lata temu holenderski instytut Eternally Yours ogłosił rezultaty badań nad europejskim modelem konsumpcji. Ustalono, że 60 proc. wyrzucanych przez nas przedmiotów trafia na śmietnik, bo przestały się podobać. Robienie zakupów od dawna nie jest dyktowane praktycznymi potrzebami, ale stylem życia. W sztuce Briana Urlicha widać to najlepiej.
Niecałe dwa lata temu holenderski instytut Eternally Yours ogłosił rezultaty badań nad europejskim modelem konsumpcji. Ustalono, że 60 proc. wyrzucanych przez nas przedmiotów trafia na śmietnik, bo przestały się podobać. Robienie zakupów od dawna nie jest dyktowane praktycznymi potrzebami, ale stylem życia. W sztuce Briana Urlicha widać to najlepiej.
Nie wiem, czy artysta pracując nad serią Retail (ang. ‘handel detaliczny’) inspirował się znaną piosenką The Clash Lost in the Supermarket, ale mógłby. Na pewno natomiast zasugerował się odezwą do narodu, wygłoszoną po 11 września przez George’a Busha, która, co by nie powiedzieć, punkowa w duchu nie była. Prezydent USA namawiał rodaków, by pokazali, że przed żadnym agresorem się nie ugną i by zachowali swój dotychczasowy styl życia – czyli ruszyli na zakupy. Kiedy miliony Amerykanów w supermarketach ochoczo spełniało swój patriotyczny obowiązek, Urlich z aparatem ukrytym na wysokości pasa paradował pomiędzy nimi.
Jego równie sarkastyczny, co liryczny projekt przedstawia uderzające zaangażowanie, z jakim mieszkańcy Zachodu robią zakupy. Te wielkoformatowe fotografie pokazują chwile prywatności w przestrzeni publicznej. Skupienie i wahanie widoczne na twarzach z czasem urasta do rozmiarów męki. Nic dziwnego, bo sprawa jest poważna. Zaabsorbowane postacie wyrażają esencję amerykańskiej wolności: decydują jakiego koloru regał stanie w przedpokoju i jakiej marki mleko wypiją na śniadanie.
I tę wolność niosą narodom świata. Wszyscy wyrazimy naszą swobodę, kupując pod każdą szerokością geograficzną te same produkty, zrobione przez tych samych producentów. Zdjęcia powstawały w punktach tych samych sieci w różnych miastach. W pewnym wywiadzie Urlich stwierdził, że największą frajdę sprawiało mu, gdy oglądający fotografie mówili: Wiem! To IKEA w Kansas!, a on mógł odpowiedzieć: Nie, mój drogi, to w Ohio.
Zakupy to jeden z ulubionych tematów sztuki współczesnej. Zdążyliśmy się już znudzić „pejzażami konsumeryzmu”. Wszyscy wiemy, że konsumpcja nie jest taka znowu fajna, a chodzenie do McDonaldsa i IKEI w pewnych kręgach – i wcale nie chodzi o zarabiających powyżej średniej krajowej – kończy się blamażem. Projekt Urlicha zachowuje świeżość, gdy czyta się go poprzez ciekawszy kontekst – zrównania wolności z konsumeryzmem.
Zmęczenie, czy wręcz udręka widoczna na twarzach, nie biorą się przecież z przekonania, że oto ktoś dokonuje czynów patriotycznych. Te postacie pozostałyby takie same, nawet gdybyśmy wszyscy mieszkali w jednej, kochającej się globalnej wiosce. Spod kontroli wymknęli się nie tylko terroryści. Chyba coś jeszcze. Podobno w Szkocji furorę robią smażone na głębokim oleju batony Mars. Od przybytku głowa nie boli?
« powrót