"Wueska" bez zadęcia festiwalowego rozmowa z Maciejem Pietrasikiem
22.11.2008
15 marca miała miejsce ósma edycja Warszawskich Spotkań Komiksowych. O historii imprezy, planach na przyszłość i o długich mackach komiksowego układu rozmawiamy z Maciejem Pietrasikiem – jednym z organizatorów wydarzenia, a także redaktorem naczelnym wydawnictwa Taurus Media i współwłaścicielem warszawskiego sklepu Centrum Komiksu.
15 marca miała miejsce ósma edycja Warszawskich Spotkań Komiksowych. O historii imprezy, planach na przyszłość i o długich mackach komiksowego układu rozmawiamy z Maciejem Pietrasikiem – jednym z organizatorów wydarzenia, a także redaktorem naczelnym wydawnictwa Taurus Media i współwłaścicielem warszawskiego sklepu Centrum Komiksu.
Kaja Królikiewicz: Kto i dlaczego zdecydował się na organizację cyklicznej imprezy komiksowej w stolicy?
Maciej Pietrasik: Pomysłodawcą WSK byli Piotrek Muszyc i Andrzej Grata, ówczesny właściciel sklepu Centrum Komiksu. Pomysł był częściowo zapożyczony z łódzkiego Festiwalu Komiksowego. Andrzej i Piotrek stwierdzili, że skoro Łódź radzi sobie z tego typu imprezą, na pewno można zorganizować, choć może z mniejszym rozmachem, takie wydarzenie w Warszawie. W końcu stolica to miejsce gdzie jest większy rynek komiksowy, a wówczas była też prawdziwym zagłębiem jeśli chodzi o rysowników. I tak osiem lat temu, w marcu - bo wszystkie nasze imprezy odbywają się w marcu – co jest naszą zmorą, bo nie zawsze jesteśmy pewni pogody – urządzili pierwsze Warszawskie Spotkania Komiksowe. Zaczynali na Łowickiej 21, czyli w tym samym miejscu, w którym odbyła się tegoroczna impreza. Z tego co pamiętam, w 2001 roku pojawiło się około 200 osób, razem z zaproszonymi gośćmi. Druga impreza organizowana była już przy dużym wsparciu wydawnictwa Egmont. Od tego też momentu zaczęli pojawiać się goście zagraniczni. Do tej pory dwukrotnie zaprosiliśmy Neila Gaimana, McKeana, Maxa Andersona, Marvano – duchem, bo nie wziął paszportu i został na lotnisku, był przekonany, że Polska jest już w Unii Europejskiej, a wtedy jeszcze nie była. Imprezę odwiedzali nasi eksportowi artyści, czyli Kasprzak i Rosiński. W tym roku gościli u nas Jaromir 99, José Carlos Fernandes oraz Nicolas Mahler. Zaznaczę też, że WSK to impreza o nieco innym charakterze niż Międzynarodowy Festiwal Komiksu, gdzie rozdaje się nagrody, omawia cały rok komiksowy. WSK – jak wskazuje nazwa – miało być spotkaniami fanów komiksu, a nie imprezą z zadęciem festiwalowym. Od samego początku przyjęliśmy, że WSK będzie miejscem, gdzie czytelnicy będą mogli spotkać się z autorami, gdzie będą też małe, organizowane dla wąskiej grupy osób panele na przykład dotyczące komiksu austriackiego, czy - jak to było w tym roku - spotkanie z byłym redaktorem naczelnym TM Semica. Przyświecała nam idea, aby była to impreza mała – nie jeśli chodzi o liczbę osób, jakie w niej biorą udział, ale taka, gdzie mniejsze grupy fanów mogą porozmawiać z autorami czy między sobą o rzeczach ich interesujących. To jest podstawowa różnica między MFK a WSK. No, jeszcze może to, że my nie dostajemy żadnych dofinansowań. Jedyne wsparcie to pomoc finansowa przy zapraszaniu gości – wtedy instytucje kulturalne jak British Council, Austriackie Centrum Kultury czy portugalskie centrum kulturalne finansują bądź współfinansują wizytę danego gościa w Polsce. Wszystkie pozostałe wydatki związane z organizacją, czyli sale, zaplecze – finansowane są przez Centrum Komiksu, z naszych własnych środków i z biletów.
Mówisz, że na pierwszej imprezie pojawiło się 200 osób. Ilu uczestników przewinęło się przez WSK w tym roku?
Sprzedaliśmy nieco ponad pięćset biletów – z tym, że dzieci wchodzą za darmo, a nie wiemy, ile ich było. To wynik zbliżony do ostatnich 3-4 edycji WSK. Można powiedzieć, że na Spotkaniach pojawia się pewna stała liczba uczestników – z wyjątkiem zeszłego roku, gdzie dzięki obecności Gaimana liczba sprzedanych biletów podskoczyła o ponad 150 sztuk. Ale na spotkanie z Gaimanem przyszli też ludzie, którzy nie są w żaden sposób związani z komiksem.
Jak profil przeciętnego uczestnika zmieniał się w ciągu tych ośmiu lat?
Istnieje pewien trzon - 300 -400 osób, które przewijają się przez wszystkie imprezy z cyklu. Więc chyba najbardziej widoczna zmiana, jaką można obserwować w ciągu tych lat, wynika głównie z tego, że ludzie ci dorastają. 6-7 lat temu wielu uczestników było dziećmi, dziś są to dorośli ludzie. Czasami mam problemy z ich rozpoznaniem. Ta około setka pozostałych to osoby, które przychodzą, bo dopiero się o takim wydarzeniu dowiedziały, bo zaczęli czytać komiksy, albo przyciąga ich któryś z zaproszonych gości. Z jednej strony komiksem interesuje się młodzież w wieku szkolnym, ale równie dobrze na Spotkaniach można zobaczyć poważnych ludzi, także ze świata polityki, jak pan Ołdakowski - dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego i poseł na Sejm. Częstym gościem na WSK jest Kazik Staszewski. Przychodzą też ludzie ze świata finansjery – dwóch stałych bywalców Spotkań to dyrektorzy banków. Naprawdę ciężko jest określić profil typowego polskiego komiksiarza, choć większość to ludzie pomiędzy 19 a 29 rokiem życia.
A ich status społeczny?
Głównie studenci i absolwenci szkół wyższych. Z reguły dosyć nieźle uposażeni, bowiem komiks stał się ostatnio rozrywką dla ludzi majętnych. Niektóre ceny są teraz takie, że trzeba zarabiać dosyć dobrze, by móc kupować komiksy. Tym bardziej że komiksiarze to z reguły nie tylko czytelnicy, ale także zbieracze, kolekcjonerzy.
Jeśli spojrzeć na to w skali makro – jak w ciągu ostatnich ośmiu lat zmienił się rynek komiksowy w Polsce?
Od paru lat wszyscy mówią, że rynek komiksowy w Polsce upada. I tak upada, upada i upaść nie może. Liczba sprzedawanych komiksów jest obecnie dosyć stała. Średnie nakłady komiksowe zeszły w okolice 1000-2000 egzemplarzy i na tym poziomie się utrzymują - nie licząc oczywiście Thorgala, Kajka i Kokosza czy Asteriksa, bo to już jest zupełnie inna bajka. Bardziej niż liczba ludzi zainteresowanych komiksem, zmieniły się nawyki czytelników. Coraz większą popularnością cieszą się komiksy intelektualne. Przykładem takich komiksów jest praktycznie cała oferta wydawnictw Post czy Kultura Gniewu. Pozostałe wydawnictwa, także nasz Taurus Media, również zaczęły iść w stronę komiksu ambitniejszego, dla bardziej wyrafinowanego czytelnika. Komiks niespodziewanie stał się dosyć elitarnym medium. W skrócie wygląda to tak: komiksy stały się droższe, wydawane są mniejsze nakłady, a w gruncie rzeczy liczba tytułów zwiększa się cały czas.
Jak wygląda "Wueska" od kuchni - ile osób pracuje przy organizacji imprezy?
Etatowo przy WSK nie pracuje nikt. Organizatorzy to z reguły ochotnicy zaprzyjaźnieni ze sklepem Centrum Komiksu. Ta grupa to - w zależności od imprezy - od 10 do 20 osób, które co roku wkładają swoją ciężką pracę. To wspaniali ludzie, którzy pracują zupełnie bezinteresownie, z samej miłości do komiksu.
Ile czasu trwają przygotowania do WSK?
Wbrew temu, co piszą internauci na forach, przygotowania zaczynają się zaraz po zakończeniu poprzedniej edycji. Już teraz myślimy o dziewiątej edycji WSK. Najpierw oczywiście musimy zaklepać miejsce, gdzie będzie odbywała się impreza. Jesteśmy już po słowie – choć formalnej umowy jeszcze nie podpisaliśmy – z panią dyrektor Centrum Łowicka. Już miesiąc-dwa później zaczyna się zapraszanie gości. I z tym bywa ciężko, bo nie wszyscy są chętni, by do tej Polski przyjechać – jesteśmy za małym rynkiem. To, że na łódzkim Festiwalu jest tylu gości, to wyłącznie zasługa Adama Radonia, który wykonuje tytaniczną pracę, by pościągać zagranicznych twórców do Polski. Ale on jest etatowym szefem Łódzkiego Domu Kultury. My nie mamy takiej możliwości – każdy z nas pracuje jeszcze w innych miejscach. Nie możemy poświęcić WSK 365 dni w roku. Także na tym samym etapie zaczyna powstawać logo kolejnej imprezy.
Kogo zapraszacie do tworzenia graficznych materiałów promocyjnych?
"Lecimy" po bardziej znanych rysownikach. Niektórzy tworzyli logo już dwukrotnie, jak choćby Robert Adler. Do tej pory logo WSK przygotowali dla nas: Truściński, Piorunowski, Szarlota Pawel, w tym roku – Janusz Christa. W tej chwili wahamy się między trzema rysownikami, którzy mogliby stworzyć logo kolejnej imprezy. Chcemy je powierzyć albo Piotrkowi Kowalskiemu, który jakoś tam zaistniał na zachodzie, albo Gawronowi (Krzysztofowi Gawronkiewiczowi - przyp. red), albo po raz kolejny Adlerowi - wszystkie loga, które dla nas robił, cieszyły się ogromnym uznaniem. Jeśli chodzi o powstawanie plakatów, to są one przygotowywane na krótko przed imprezą. A to dlatego, że na plakatach zawsze umieszczamy informacje o premierach na WSK, więc żeby nie było wpadek, musimy czekać do ostatniej chwili. Drobne błędy i tak się zdarzają, w tym roku umieściliśmy na plakacie okładkę komiksu Objawienia, wydawanego przez Mucha Komiks, a potem się okazało, że drukarnia nie zdążyła oprawić komiksu i ukaże się on zaraz po WSK. Cały program jest tworzony mniej więcej pół roku wcześniej. Ale tak naprawdę wszystko dopiąć można dopiero na tydzień-dwa przed imprezą.
Jak wygląda promocja imprezy?
W tej chwili o promocję Spotkań już nie musimy zabiegać. Wystarczy, że puścimy mail do gazet, radia, TV, że taka impreza się odbędzie – i to my odbieramy telefony od zainteresowanych.
A jak to wyglądało, gdy impreza nie miała jeszcze renomy?
No cóż, na piechotkę chodziliśmy po wszystkich redakcjach, próbowaliśmy zainteresować media imprezą. Na początku dziennikarzy przyciągali nie goście, nie komiks jako taki, tylko na przykład to, że pierwszy zeszyt Kapitana Żbika kosztował 800 złotych – taka ciekawostka. A poza tym przedstawiciele mediów przychodzili, żeby zobaczyć tych wariatów: dorosłych ludzi, którzy czytają obrazki dla dzieci. Tak było przez pierwsze dwa lata. Po tym czasie “Wueska” na stałe wpisała się w kalendarz imprez kulturalnych stolicy. Teraz nie musimy zabiegać o zainteresowanie.
Planujecie wprowadzić zmiany w formule, rozszerzyć ją w jakiś sposób? Wprowadzić – jak na łódzkim Festiwalu - nowe elementy, które interesują fanów komiksu – gry planszowe, filmy ?
Obserwujemy uważnie łódzki Festiwal i zauważyliśmy, że rozszerzenie go o grupy grających w gry planszowe albo fanów figurek nie daje imprezie nic - oprócz zwiększonej frekwencji. Ci ludzie wchodzą na imprezę, idą tam, gdzie się odbywają gry – i koniec. Wcale nie interesują się komiksem. Nasza impreza ma za zadanie promować komiks, a nie inne obszary rozrywki i pop-kultury. A więc raczej nie przewidujemy, że będziemy zapraszać pasjonatów gier karcianych czy planszówek, bo oni mają swoje imprezy. Naszym marzeniem jest, by WSK zachęciło więcej ludzi do czytania komiksów. Będziemy szukali formuły uatrakcyjnienia imprezy w ramach środowiska komiksowego, a nie przyciągali fanów innych aktywności. Myślimy trochę nad zmianą struktury Spotkań, ale ciężko wymyślić tu coś nowego.
Wspomniałeś, że komiks był i nadal jest postrzegany jako niepoważna, niska rozrywka, a nie jako autonomiczna dziedzina sztuki. Jak ty sam – jako fan komiksu – radzisz sobie z rodziną i znajomymi?
Rodzina i znajomi już się przyzwyczaili. Nawet udało mi się zarazić parę osób komiksem. Choć niektórzy, na przykład w poprzedniej pracy, dziwili się, że taki stary chłop, a czyta książeczki dla dzieci. Ale z drugiej strony, z małym wyjątkiem, osobiście nie spotkałem się z otwartą wrogością. Myślę, że ludzi, którzy są wrogo nastawieni do komiksu, jest niewielu, za to jest ogromna liczba obojętnych, którzy nie wiedzą, czym jest komiks i wiedzieć nie chcą. Panuje wśród nich przekonanie, że komiks to literatura dla dzieci i na tym koniec. Nie zdają sobie sprawy, że komiks może być horrorem, kryminałem, opowiastką wojenną, społeczną, obyczajową, erotyczną – że mamy tu pełne spektrum gatunków, jak w literaturze i w filmie. We Francji, Ameryce czy w Japonii komiks uważany jest za sztukę, powstają muzea komiksu. U nas za sztukę uważany nie jest. Ale miejmy nadzieję, że powoli – dzięki takim imprezom jak nasza – będzie się to zmieniać i któregoś dnia muzeum komiksu powstanie także w Warszawie.
Dziękuję za rozmowę.
« powrót