Podróże po wstędze Moebiusa (Świat Edeny, tom I i II)
21.11.2008
Jeśli uznam, że Moebius jest odpowiedzialny za nobilitowanie komiksu w oczach speców od tzw. kultury wysokiej, chyba nikt nie zarzuci mi „przesadyzmu”.
Jeśli uznam, że Moebius jest odpowiedzialny za nobilitowanie komiksu w oczach speców od tzw. kultury wysokiej, chyba nikt nie zarzuci mi „przesadyzmu”.
Na miano klasyka, wizjonera, reformatora etc, etc... euro – komiksu, francuski autor, znany chyba tylko swoim rodzicom pod prawdziwym nazwiskiem Jean Henri Gaston Giraud, zapracował takimi dziełami jak Feralny major, Incal czy Świat Edeny. Gdybym miał udzielić szczególnej rekomendacji któregoś z tych tytułów, mój wybór padłby właśnie na Świat ...
Zaczynem tego epickiego, powstającego przez kilkanaście lat opus magnum było - o ironio - portfolio wykonane na zlecenie koncernu Citroën. Dla motoryzacyjnego giganta, Moebius stworzył historyjkę o dwóch astronautach, podróżujących starym Citroënem po bezludnej planecie. Koncept, prosty jak hamulec ręczny, zaczął w głowie Francuza ewoluować i rozgałęziać się w kolejne wątki. W efekcie reklamowa chałtura stała się impulsem do popełnienia prawdziwej epopei.
Snując dalsze losy swoich astronautów, ochrzczonych imionami Stel i Atan, Moebius rzucił tandem gwiezdnych wojażerów na rajską planetę. Obaj bohaterowie, farmakologicznie wysterylizowani i uzależnieni od technologicznych udogodnień, muszą powrócić na łono natury. Zmuszeni do życia w pierwotnych warunkach, jedzą świeże owoce zamiast syntetycznych ersatzów i pod ich wpływem na nowo odkrywają swoje libido, poskramiane wcześniej przez chemikalia. Z wyjałowionych obojnaków przeistaczają się w mężczyznę i kobietę (Atan stał się Ataną), by w dalszej części historii opuścić bukoliczny eden i natrafić na humanoidalną cywilizację, trwającą w groteskowej, parareligijnej dyktaturze. Jednak to nie czas i miejsce, by relacjonować zdarzenia rozgrywające się na czterystu stronach tego epickiego bande dessinée.
Świat Edeny jest komiksem o bardzo onirycznej, odrealnionej aurze, w której marzenia senne, wizje i iluminacje odgrywają równie wielką rolę, co realne doświadczenia. Jak zresztą rozróżnić je między sobą, gdy zawodzi intuicja, a przekazane nam w cywilizacyjnym spadku instrumenty poznawcze okazują się nic nie warte? W tej opowieści daje znać o sobie zainteresowanie Moebiusa kwestią ludzkiej biologiczności oraz technologicznego determinizmu jako dwóch konfrontacyjnie nastawionych do siebie sił. Niemniej istotną rolę przy tworzeniu Świata... odegrała fascynacja autora... dietetyką. Tworząc pierwsze rozdziały cyklu, Francuz pozostawał pod silnym wpływem teorii żywienia instynktownego, stworzonej przez szemranego guru Guya-Claude’a Burgera (nazwisko co najmniej osobliwe jak na teoretyka zdrowych norm żywieniowych). Kontrowersyjna instynktoterapia zakładała spożywanie tylko naturalnych produktów, niepoddawanych mechanicznym czy chemicznym przetworzeniom. Abstrahując od skompromitowanych teorii Burgera (wcielanych dziś w życie chyba tylko przez dwunastoletnie modelki), na koncie Moebiusa trzeba zanotować sprytne przedstawienie swej idealistycznej, post-hipisowskiej wizji ekologizmu i życia au naturelle. Kreśląc przemianę astronautów z androgynicznych teletubisiów w zdrowe, rozdzielnopłciowe ludzkie egzemplarze (choć wielkonosego Stela trudno uznać za prawdziwego samca alfa), przekonywał do pozytywnego wpływu, jaki natura wywiera na naszą cielesność, często wodzoną za nos przez technologiczno-farmaceutyczne ułudy. Antycywilizacyjny zapał nakazał twórcy stwierdzić, że postępująca dewastacja ekosystemu degraduje pejzaż estetyczny, a to z kolei prowadzi do intelektualnej i duchowej mizerii. A zatem, niszcząc środowisko, przegrywamy na każdym froncie.
Kosmiczna epopeja Moebiusa okazała się także poligonem doświadczalnym dla wykorzystania techniki czystej linii (ligne claire), stosowanej we francuskojęzycznym komiksie od czasów tintinowskich. Świat... jest narysowany wyraźną kreską, ograniczoną niemal wyłącznie do konturu. Kolory są wyraźnie rozdzielone, półtony barw używane minimalnie.
Mimo jasnych komunikatów, jakie w Świecie Edeny przekazuje Moebius, odczytanie ostatecznej wymowy dzieła pozostaje kwestią otwartą. Można by pokusić się o interpretację na modłę Freuda, Lacana albo Marksa. Pytanie tylko po co, skoro rzecz po prostu dobrze się czyta. Nawet pomimo tego, że stąpanie po imaginatywnej wstędze Moebiusa wymaga nie lada zręczności.
Moebius
Świat Edeny, tom I i II
Egmont
10/2007
« powrót