Oberkowy zawrót głowy (Oberki do końca świata, Szostak)
21.11.2008
Ponoć autor parający się fantastyką nigdy nie stworzy godnej uwagi powieści głównonurtowej. Jeśli już jednak się mu uda, to i tak powieść ta funkcjonuje z etykietką czarnej owcy, podrzutka z obcej krainy.
Józef Wicher, bohater najnowszej powieści autora Ględźb Ropucha, wychował się w rodzinie rokicińskich grajków weselnych. Rytm oberka był dla niego rzeczą tak naturalną, jak następstwo pór roku. Życie bez muzyki było najwyższą ceną, jaką musiał zapłacić Jakub – ojciec Józefa, by historia nie zabrała mu ostatniego syna. Jak to się stało, że Jakub zdołał zatrzymać bieg zdarzeń? Oddał Bogu to, co miał najcenniejsze – swoją przepełnioną graniem duszę. Józef, jak wszyscy jego przodkowie, aż po na wpół mitycznego Macieja, grali na wiejskich zabawach, zarabiali na odbywających się w okolicy weselach. Ale na synu Jakuba ta tradycja się kończy. Wymiera wraz z ostatnimi ludźmi, którzy oparli się napierającemu ze wszystkich stron nowemu.
To piękny hymn na cześć kultury ludowej, jej humanistycznej i ekumenicznej wielowarstwowości – głosi notka na jednym ze skrzydeł okładki. Abstrahując od tego banalnie brzmiącego hasła, w Oberkach można znaleźć prawdziwą kopalnię pomysłów. Każda z historii kręci się wokół tytułowego oberka, napisana została pod jego rytm: jest krótka, zwięzła i z „przytupem”. Dzięki temu metrum czytelnik zostaje porwany w wir przepełnionego muzyką mikrokosmosu Rokicin i Kadzidła. W miejscu położonym w samym środku widnokręgu, na tle chylących się ku ziemi, pokrytych strzechą chatek, rozgrywa się dramat niespełnionych oczekiwań i zawiedzionych nadziei. Józef uosabia najbardziej pierwotne z marzeń: by żyć wiecznie i by nie zginęła magia świata prostego ludu. To nie historia wymierającej grupy społecznej, ale opowieść o tym, co nieuchronne: starości, zgryzocie, rozczarowaniu, które wynikają z niemożności sprostania ideałom. Symboliczne zawieszając upływ czasu, narrator przenosi Rokiciny w pozostający obok rzeczywistości świat magii. Świat Rokicin przesycony jest ludową fantastyką: w dziupli przydrożnej wierzby mieszka diabeł, który za duszę muzyka oferuje skrzypeczki gwarantujące mistrzowskie granie, po wiejskich drogach snuje się na wpół realny dziad Poskrzyp. Ponadto otwiera szerokie perspektywy dla filozoficznej refleksji. Jak w głośnym swego czasu tekście Paula Ricouer’a Temps et Récit głoszącym, że samowiedzę i pełne zrozumienie siebie można uzyskać jedynie poprzez ujęcie życia w formę narracji, Józef postrzega swe życie jako ciąg oberków. Jak dużą rolę odgrywa to muzyko-opowiadanie, przekonujemy się gdy po latach spotykają się Józef i Antoni Strycharz – przyjaciele z młodości. Wspomnienia bohaterów biegną wyznaczanym przez muzykę tropem. Oberki wskazują drogę prowadzącą wstecz. Jednak świat oberków nie jest tym, który znamy – jest w nim coś z pierwotnych sił natury, coś pozaludzkiego, zwierzęcego, szatańskiego nawet.
Oberki... to jedna z lepszych powieści ubiegłego roku. Autor Wichrów Smoczogór łącząc doświadczenie fantasty z najlepszymi tradycjami literatury polskiej, udowodnił, że w mieszaniu konwencji kryje się nieodkryty do tej pory potencjał.
Wit Szostak
Oberki do końca świata
Wydawnictwo PIW
Warszawa 2007