Kwestie dotknięte słowami tomiku Ewy Lipskiej to jej osobiste impresje, zamknięte w wieży doświadczeń, do których nie podaje klucza.

Zgodnie z zaleceniem Mariana Stali, autora przedmowy do Pomarańczy Newtona Ewy Lipskiej, kilkakrotnie podjęłam się odczytania wątków, refleksji i impresji, zawartych w utworach poetki. Powroty do tekstów miały wydobyć bogactwo tej poezji, odsłaniając kolejne warstwy znaczeń. Tak się jednak nie stało. Mimo usilnych prób odnalezienia oryginalnego przesłania, nie dostrzegłam w tym tomie niczego, z czym mogłabym się utożsamić lub też polemizować. Nie znalazłam słów, które w jakiś szczególny sposób poruszyłyby moje emocje, przykuły uwagę, zafrapowały.
Zawarte w tomiku wiersze przywołują obrazy współczesnego świata i ich interpretację dokonaną przez poetkę. Oni już byli./My właśnie jesteśmy./Wy dopiero będziecie – podkreśla Lipska. To co aktualne, współczesne, ukazuje przez pryzmat lat minionych i zarazem jako preludium do tego, co ma dopiero nastąpić. O aktualności utworów mają zapewne informować sformułowania z pierwszych stron gazet: za oknem czwarta rzeczpospolita lub my właśnie jesteśmy/uwięzieni w rodzinnych kamerach/ krótkometrażowych filmach/ kanału „Kultura” oraz siedzimy w „Nowej Prowincji” (krakus wie, kiedy powstała, gdzie jest i kto ją odwiedza). Zręczne łączenie semantycznej wieloznaczności zestawianych określeń przemawia za sprawnością warsztatu poetyckiego i intelektualnym dystansem autorki do przywoływanych zjawisk współczesności. Znamy już jednak podobne, a wcześniejsze od przywoływanych, propozycje – choćby z twórczości Wisławy Szymborskiej. Dotknięte słowami tomiku kwestie jawią się jako osobiste impresje Lipskiej, zamknięte w wieży jej doświadczeń, do których nie podaje klucza. Rozrzucone epizody czy zgrabne konstatacje wykreowały jednak przez lata poetyckich lektur współczesnego czytelnika, toteż odczuwam pewien niedosyt emocjonalny, gdy czytam o postaciach ze świata poetki, z którymi prowadzi osobiste rozrachunki, w tonie refleksji bądź rozczarowania, tęsknoty lub zawodu. Przywołane rekwizyty, jak choćby odtwarzacz mp3, pokazywać mają codzienne pokusy zajęć, którym ulegamy. Duże i ważne, jak zasugerował autor wstępu, miesza się z małym i pospolitym. Jak w życiu. Jak co dzień. Być może sięgam po tomik wierszy, by poczuć się trochę odświętnie. Porzucić narzekanie na wszystko – że nie wyszło, że jesteśmy prowincją, daleko nam do Europy, nikt, nawet kochanek, nie wypełnia obietnic, nie mamy nic do zaoferowania, czas migotliwie niespokojny, a nad tym wszystkim jazgot wnuków. Być może nie chcę, by mieszać istotne z banalnym. Być może chciałabym się ucieszyć, że człowiek zyskał boskość (nie martwiąc się wraz z autorką, iż Bóg przyznał się, że jest tylko człowiekiem), więc musi ją teraz - mimo wszystko - ocalić.




Ewa Lipska
Pomarańcza Newtona
Wydawnictwo WL
Kraków 2007