Naród nam głupieje. Podobno, tak mówią ci mądrzy. Bzdura. Bzdura, że głupieje i głupota, że mądrzy. Mądrość jest w niedoborze, powoli kończą się rezerwy narodowe. Kończą się literalnie, finalnie i nieodwołalnie. Na śmierć się kończą, niestety, ci Wielcy do końca. Ale kończą się i te pokłady narodowej mądrości, którym, odruchem niemal, wierzyć na słowo i obraz zwykliśmy. A kończą się w śmieszności i niemym nad sobą samym zachwycie. Choć to nie nieme kino wcale.
Więc jednak nie głupieje? Inteligencja rośnie w narodzie, a jakże. Z mądrością już gorzej, bo jednym drugiego nie wypełnisz. Inteligencja jest błyskiem, a mądrość blaskiem, którym tylko nielicznym przyszło świecić. I coraz ich mniej i bez widoków na godne zastępowanie.
Chcę wierzyć, że jeszcze gdzieś ten blask mnie oślepi, pochłonie, oświeci. Z tą myślą przychodzę do kina: z nadzieją na mądrą znajomość. Chwytam się łapczywie tytułu, tematu, autora. Czekam i się boję okropnie, żeby mi ktoś nie zepsuł spotkania. (Niezbyt zdrowym by było rzucić się w furii na ekran, wydrapując oczy widmowym aktorom, nawet jeśli sobie na to w pełni zasłużyli koszmarnym, bynajmniej nie z horroru, aktorstwem.) A więc czekam. Na mądre kino.
Mądre kino może być inteligentne i intelektualne. Ale nie zawsze wystarcza zabłysnąć konceptem, by nawiązać dialog. Kino bywa też przeintelektualizowane, a jakże. To taki osobliwy synonim bełkotu lub, jak kto woli, ciasnoty umysłowej autora, która nie pozwala mu patrzeć dalej niż na swój w bólach poczęty scenariusz. Tymczasem patrzeć dalej to patrzeć na widza. Patrzeć dalej to dzielić się swoim autentycznym doświadczeniem, bo tylko z niego wypływa mądrość.
Mądre kino to takie, które wyrabia sobie mądrego i świadomego odbiorcę, jednocześnie nie zamykając się na widza jeszcze niewyrobionego. Szlifuje wrażliwość, hartuje umysł, kiedy trzeba – porusza, ale i gryzie, i zatruwa. Mądre kino może skaleczyć, ale wie, kiedy się zatrzymać, by nie zranić zbyt głęboko. To kino, do którego się wraca i za każdym razem odkrywa coś nowego, bo ono dojrzewa razem z nami. A może to my dojrzewamy do niego.
Na mądre kino czeka się jak na przyjaciela – z nadzieją, radością i niepewnością. I tak jak przyjaciela – boimy się je stracić, rozminąć się, zapomnieć. Z jedną tylko różnicą: ludzie odchodzą, obrazy są wieczne. Dopóki projektor nie nawali.